czwartek, 12 listopada 2020

Grobowiec Tutanchamona (cz. 6)

                                                     Śmiertelne żniwo

   Wykopaliska prowadzone w Dolinie Królów przez ekipę Howarda Cartera, jakkolwiek zakończone wielkim sukcesem, naznaczone zostały tragicznym piętnem. Pasmo koszmarnych wypadków zaczęło się przykrym zdarzeniem, tuż po odkryciu wejścia do poszukiwanego od lat grobowca. Pewnego dnia w domu, gdzie mieszkał archeolog, skradająca się bezszelestnie kobra – uważana w starożytnym Egipcie za symbol faraońskiej władzy (tzw. ureusz noszony na królewskim czole miał właśnie postać atakującego węża) – zabiła jego ulubionego kanarka. Służący Cartera – świadek tej sceny – uznał ją za zły omen i prosił, by zaniechać eksploracji. Prace jednak kontynuowano. Kiedy kilka miesięcy później przeniosły się one do komory grobowej, niespodziewanie zachorował opiekun całego przedsięwzięcia – lord Carnarvon. Okazało się, że zaciął się pewnego ranka przy goleniu w miejscu, gdzie parę dni wcześniej ukąsił go komar. Z powodu zainfekowanej rany doznał zakażenia krwi – nie było już ratunku. Wycieńczony gorączką zmarł w Kairze 5 kwietnia 1923 roku. W chwili jego śmierci zgasły wszystkie światła w mieście (na skutek trudnej do wyjaśnienia 20-minutowej awarii prądu). W tym samym momencie w oddalonym o ok. 3,5 tysiąca kilometrów zamku Highclere w Anglii jego foksterierka Susie nagle obudziła się i zawyła, po czym padła martwa. Tabloidy w całym świecie szybko podchwyciły temat – coraz głośniej mówiło się o klątwie Tutanchamona [Bottinelli i Weidner 1999].

           Zaplombowane drzwi jednej ze skrzyń grobowych; fot. Harry Burton (zdjęcie współcześnie koloryzowane); źródło: domena publiczna

Jednak nie tylko dziennikarze podtrzymywali taką narrację. Włączyli się w nią także literaci. Jeszcze przed śmiercią lorda Carnarvona angielska pisarka Marie Corelli ostrzegała na łamach gazety „New York World” przed straszliwą karą czekającą na tych, którzy zakłócą spokój młodego faraona (cytowała przy tym rzekomy tekst grobowej inskrypcji). W interwencję sił nadprzyrodzonych – w odniesieniu do przypadku lorda – wierzył także nie kto inny, jak sir Arthur Conan Doyle [Jasiński 2019]. O ile spora część opinii publicznej wyrażała sceptyczne podejście do rewelacji głoszonych przez autorkę powieści romantycznych (nawet jeśli bestsellerowych), o tyle już autorytet lekarza i twórcy Sherlocka Holmesa – genialnego detektywa posługującego się żelazną logiką – przekonał wielu, że jest coś na rzeczy, a złamanie starożytnych pieczęci może sprowadzić wielkie nieszczęście. I faktycznie, na kolejną porcję hiobowych wieści nie trzeba było długo czekać. Sześć tygodni później na odległym francuskim Lazurowym Wybrzeżu wyzionął ducha George Jay Gould – magnat kolejowy, który wcześniej odwiedził Egipt i zapłacił dużą kwotę za możliwość wejścia do grobowca Tutanchamona. Był jednym z nielicznych, którym na to pozwolono (a oprowadzał go sam Carter). Nabawiwszy się wtedy wysokiej gorączki, nie odzyskał już zdrowia i zmarł niedługo potem. Dwa opisane wyżej dramaty – jak się później okazało – stanowiły zaledwie kasandryczne preludium do nadchodzącej śmiertelnej serii. Do 1929 roku naliczono aż 13 powiązanych ze sprawą osób, które rozstały się z życiem.


         Powiększenie przedniej części glinianej pieczęci: miejsce zaznaczone na czerwono (naniesiona zmiana) przedstawia hieroglificzny zapis
         imienia tronowego Tutanchamona – Nebcheperure; fot. Harry Burton; źródło: The Tomb of Tutankhamen, vol. II [ryc. LX A, s. 343]

Gdy jedni popadali w panikę (nie ma w tym stwierdzeniu żadnej przesady, bo do Muzeum Brytyjskiego zaczęły napływać paczki od prywatnych kolekcjonerów, którzy pozbywali się artefaktów egipskiego pochodzenia), inni starali się znaleźć racjonalne wytłumaczenie dla tych nieszczęśliwych wypadków. Przede wszystkim zdementowano pogłoski, jakoby starożytni kapłani umieścili w grobowcu tekst, który nosiłby znamiona klątwy (aczkolwiek znane są tego typu inskrypcje z innych stanowisk). Ponadto zarzucano dziennikarzom karmienie się tanią sensacją i zawyżanie statystyk dla swoich celów (do listy ofiar klątwy dopisywano ludzi w ogóle niezwiązanych z samym odkryciem, a tylko w pośredni sposób łączonych z tą historią, np. poprzez zajmowaną w Egipcie pozycję społeczną, piastowane w jakimś muzeum stanowisko, pokrewieństwo z kimś z ekipy archeologów albo przez samą tylko zbieżność nazwisk). Natomiast przyczyny śmierci poszczególnych osób były bardzo różne, włączając w to morderstwo, samobójstwo czy niewyjaśnione do końca zatrucie arszenikiem (tak zmarł Arthur C. Mace, asystent Cartera i współautor pierwszego tomu publikacji pt. „Grobowiec Tutanchamona”). Jednak większość przypadków to niezdiagnozowane choroby. Tutaj naukowcy zaproponowali zestawienie kilku czynników: ogólnego osłabienia organizmu (spowodowanego wiekiem, wcześniejszymi dolegliwościami i urazami oraz zbyt dużym wysiłkiem w ciężkim gorącym klimacie) z malarią lub infekcją grzybiczą wywołaną przez kropidlaka czarnego (aspergillus niger), który występuje na ścianach kompleksu. Chociaż dla niektórych przedstawiony komentarz stanowi ostateczne rozstrzygnięcie tej kwestii, wciąż pozostają rzesze nieprzekonanych. U samego Howarda Cartera – obnoszącego się ze swoim sceptycznym nastawieniem – kilkanaście lat później wykryto chłoniaka. Zmarł 2 marca 1939 roku.
   Motyw klątwy Tutanchamona zrósł się nierozerwalnie z odkryciem dokonanym w 1922 roku w Dolinie Królów. Szybko też przeniknął do kultury masowej. Niezależnie od zajmowanego na ten temat stanowiska należy stwierdzić, że stał się on zjawiskiem socjologicznym na tyle istotnym, że nie może być pomijany w artykułach dotyczących grobowca (nawet tych stricte naukowych). A trzeba uczciwie przyznać, że cały szereg okoliczności związanych z omówionymi tu wydarzeniami ciągle okrywa mgiełka tajemnicy.

Cdn.